Piotr Milewski dotarł do Japonii w roku Królika. Akurat zaczęła się pora deszczowa i nad Wyspami na półtora miesiąca zawisła szara zasłona z chmur. W powietrzu unosił się gorzki zapach gnijących wodorostów. Japończycy uznają ten okres za piątą porę roku o nazwie tsuyu, co znaczy "śliwkowy deszcz". Bogowie są wtedy bliżej, ale czy sprzyjają wędrowcom?
Wybrał najbardziej wymagający rodzaj podróżowania. Japonię poznawał samotnie, bez planu, pieniędzy, jeżdżąc autostopem i śpiąc pod gołym niebem.
Próbował uchwycić ducha archipelagu i zrozumieć mieszkających tam ludzi, którzy - mimo że gościnni i serdeczni - pozostali dla niego zagadką.
Dzienniki japońskie to nie tylko zapis zdarzeń czy spotkań, ale i opowieść o podróżowaniu jako takim: o jego filozofii i sensie, a także o piętnie, jakie odciska na świadomości wędrowca.